proza życia codziennego
Komentarze: 1
Wakacje wakacjami, urlop urlopem, było ... minęło ... i wróci dopiero za rok, jak dobrze pójdzie. Wróciliśmy w sobotę wieczorkiem. Niedziela w związku tym posłużyła mi do zrobienia zakupów, bo lodówka w domciu puściutka była. W ogóle muszę pochwalić się, że jak weszłam do domciu po powrocie, to odniosłam wrażenie, jakby mieszkańców spotkało jakieś nieszczęście i w popłochu wszyscy uciekli. Tak, że posprzątać też musiałam w niedzielę.
W poniedziałek za to poszłam z robaczkami do banku po pieniążki, bo niestety, ale pobyt w Gdańsku okazał się być dużo droższy, niż przewidywałam i w poniedziałek zostałam z pustym portfelem. A jak już dorwałam nową gotówkę, to skorzystałam z okazji i poszłam z robaczkami do fryzjera. Jasiu ma okropnie dziwną fryzurę własnego pomysłu chyba, ale za to króciutką, natomiast Zuzka trwałą. I zaraz wytłumaczę, czemu. Po prostu okropnie szybko przetłuszczają się jej włosy, dosłownie po dwóch trzech godzinach od mycia są już przyklejone do głowy, a jak powszechnie wiadomo trwała wysusza włosy, więc zrobiłam jej tą przyjemność i ma na głowie loczki. Nota bene wygląda uroczo. Problem tylko w tym, co na to powiedzą nauczyciele. W drodze powrotnej do domciu kupiłam jeszcze Jasiowi nowe buciki i w sumie wróciłam bez 115. złociszy.
A wczoraj, czyli we wtorek, poszłam do sędziego. Niestety ... rozczarował mnie zupełnie. Zapewnił mnie, że dzieci nie rozdzielą. Obiecał sprawę na sierpień, ale o zabranie całej trójki. Doradził tylko jedno. Żeby jednak złożyć na policji oficjalne doniesienie na najstarszego chłopaka. Bo jeżeli nie, to zabiorą całą trójkę. Wprawdzie nie mają miejsc w żadnym domu dziecka i dzieci de fakto i tak pozostaną u nas, ale cała trójka. MASAKRA!
Dodaj komentarz