Archiwum 23 czerwca 2006


cze 23 2006 fajnie jest
Komentarze: 3
W ostatnim piśmie do sądu, okazuje się, że szóstym a nie piątym, jak mnie się wydawało, niechcący napisałam, że wyjeżdżamy do Gdańska w dniu jutrzejszym właśnie. Z braku miejsc musieliśmy termin przesunąć do czwartku 29. bm., więc - gdyby sąd zadecydował o zabraniu od nas dzieci - dziś powinni ich zabrać, bo o przesunięciu terminu wyjazdu nie informowałam nikogo. Na wszelki wypadek zadecydowaliśmy z Markiem, że we wtorek chyba nie pójdziemy do tego prezesa sądu a w zamian spróbujemy w poniedziałek odszukać sędziego naszej sprawy i z nim porozmawiamy.
 
A dalej, to już tylko
"Niech się dzieje wola nieba,
z nią się zawsze zgadzać trzeba".
 
Wczorajszy i dzisiejszy dzień upłynął nam głównie na zakupach, ale nie tylko, bo dzisiejszy bardziej na świętowaniu końca roku szkolnego i świadectw szkolnych.
 
Niestety, Marek dziś od rana musiał zajrzeć do pracy, z której wrócił dopiero o 14,00. A ponieważ robaczki świadectwa przyniosły już o 12, więc tymczasem dałam im po piątaku na lody. Na dodatek Marek uparł się, że on gotuje obiad, więc w rezultacie jedliśmy dopiero o 15,30. Dokładniej, to oni jedli, bo ja już od dawna rzadko jadam te jego obiady. Po niedługim odpoczynku Marek dał hasło do wyjazdu na zakupy.
 
Wczoraj byliśmy w Carrefourze, gdzie kupiłam Zuzce nowy strój kąpielowy, Jasiowi nowe spodenki kąpielowe i z rozmachu sobie nową białą torebkę. Ten ostatni zakup wkurzył Marka na tyle, że postanowił przepytywać wszystkie znajome osoby płci żeńskiej, ile mają torebek, bo mam ich ponoć za dużo i musi ustalić, czy to tylko ja mam coś nie tak w głowie, czy to domena wszystkich pań. I był na tyle zdenerwowany, że kupił sobie torbę turystyczną z zepsutym zamkiem błyskawicznym. Na szczęście zorientował się przy drzwiach wyjściowych, więc wróciliśmy i na mnie spoczął zaszczyt wymiany jej na dobrą a ponieważ takiej drugiej już nie było, więc wzięłam pieniążki i bezczelnie schowałam do swojego portfela.
 
No i dziś właśnie pojechaliśmy do Auchana w celu zakupu nowej torby turystycznej, jakiejś niedrogiej, bo znów ktoś pożyczy na wieczne oddanie a raczej nie oddanie. W rezultacie Marek kupił sobie taką czarną walizkę na kółeczkach a ponieważ spodobała mi się szalenie, więc kupiłam sobie trochę mniejszą w czerwonym kolorze. Na dodatek zobaczyłam pół litrowy czajnik elektryczny i nie byłabym sobą, gdybym go nie kupiła. A kawałek dalej była kolekcja czterech zdobionych miseczek kuchni polskiej "amino" i nie byłabym sobą, gdybym nie kupiła tej pt. "Złota Jesień", bo jak powszechnie wiadomo, jesień jest moją ulubioną porą roku. Na wszelki wypadek nie patrzyłam zupełnie na Marka, więc nie miał żadnej okazji, żeby powiedzieć, co o tym wszystkim myśli. Jak go znam, to w duchu przeklina dzień, w którym zgodził się na ten Gdańsk i sądzi, że są to najdroższe wczasy w jego życiu. A myśli tak, bo jeszcze nie wie tak naprawdę do czego ja jestem zdolna.
 
Ale najlepsze czekało nas przy wyjściu. Zobaczyłam Rafała, który właśnie wchodził. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę i natychmiast odwróciłam głowę. Kiedy już siedzieliśmy w samochodzie, Marek powiedział ...
- nie zauważyłaś swojego Rafała, stał, patrzył za Tobą i śmiał się
- zauważyłam jak szedł naprzeciw mnie i odwróciłam głowę
O Rafale napiszę już jutro, bo to długa historia a dzisiejsza notka i bez niej będzie bardzo długa.
 
W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do McDonalda. Robaczki zjadły po zestawie Happy Meal a my po dużej porcji frytek i dużej Coca Coli. Jasiu wziął sobie do zestawu piłeczkę a Zuzka etui na komórkę. Koło domciu kupiłam jeszcze po rożku, kasacie i roladzie, znaczy po trzy lody dla każdego. Na kolację w domciu już nikt nie miał ochoty.
to_nie_ja : :