Komentarze: 3
Zupełnie niechcący, ale jestem. Na wezwanie kuratorki dzieci. Już długo nie nacieszę się nimi. Wstępnie sąd zadecydował o zabraniu od nas całej trójki dzieciaczków. I wycofał swoją zgodę na przebywanie dzieci poza miejscem ich zameldowania. Kilkakrotnie już łzy same stanęły mi w oczach na samą myśl o tym, że pozostaniemy z Markiem sami. Wprawdzie Marek próbuje rozładować sytuację żartami w stylu "przecież nie będziesz nudziła się, na pewno znajdziesz sobie jakieś inne zajęcie, a ja też nie będę nudził się, bo będę zajmował się tobą" ale działają one tylko chwilowo. Cóż ... to wszystko sprawia, że zmieniam się coraz bardziej. Zero alkoholu, zero kawy, zero herbaty i niemal zero uśmiechu. Na dodatek wróciły moje marzenia o przeniesieniu się w Bieszczady. O świetlicy też. To marzenia z przed dwóch lat. Kupić jakiś budynek po byłej szkole, zamieszkać w nim i założyć świetlicę dla dzieci, do której wstęp miałoby każde dziecko. Komputery, telewizory, płyty CD, DVD, książki, gry, bloki rysunkowe, kredki, farbki, glina, itd. itp. Wszystko, co przyciągnie dzieci w różnym wieku. Żeby nie nudziły się. I miały gdzie pobawić się. Mile spędzić czas. Uzyskać pomoc w odrabianiu lekcji i nauce. Wtedy nie wyszło ... może tym razem wyjdzie?