Komentarze: 1
Bardzo dziwna sytuacja. Mam takie podskórne wrażenie, że robaczki jednak zostaną z nami. Nie wiem, skąd ono bierze się, ani dlaczego, ale jednak nie mogę uwierzyć, że ktoś je zabierze, czy też każą nam je oddać.
Jutro idę do fryzjera. Nie wiem jeszcze, na co zdecyduję się, jeden kolor, pasemka czy balejage, ale organicznie wprost pragnę jakiejś zmiany w swoim wyglądzie. Kazałabym najchętniej maznąć się na rudo, ale Marek zaprotestował, bo nie lubi rudych.
A we wtorek jadę z robaczkami do szpitala. Oni odwiedzą brata a ja porozmawiam o nim z lekarzem. A że lekarzowi podobam się - poznałam, bo traktuje mnie tak delikatnie, jakbym była ze szkła - więc najpierw zmienię kolor włosów.
W sumie, to mam trochę przerąbane. Wczoraj i dzisiaj praktycznie siedziałam w domciu, bo czekałam na bardzo ważny telefon. Na dodatek nie doczekałam się.
Ale na pocieszenie przyszła Majka i pogadałyśmy trochę o Bieszczadach. Stwierdziła, że jak już co, to wolałaby Kanadę, ale na pocieszenie dodała, że cała nasza paczka w komplecie postawiła na to, że jak zabiorą mi dzieciaki, to ucieknę w Bieszczady i oni w dalszym ciągu potwierdzają akces w tym przedsięwzięciu ze świetlicą. A więc ... przysłowiowy kamień z serca mi spadł.