Archiwum 10 lipca 2006


lip 10 2006 ciąg dalszy
Komentarze: 0
mojego egoizmu, bo jest to już trzecia notka, w której piszę prawie tylko o sobie, wspominając zaledwie o innych członkach naszej bądź co bądź rodziny.
 
No więc tak ...
okazało się, że mój płacz obudził Marka, który zaczął głaskać mnie po głowie, co sprawiło, że przytuliłam się do niego. A to dla niego jest znak do wiadomo czego ...
jak zawsze więc real był diametralnie inny od snu. Ale za to tak samo rozkoszny. Tylko przerwany w nieoczekiwanym momencie. Pełna konsternacja. Nie bardzo wiemy z Markiem, jak powinniśmy postąpić w tej sytuacji, więc po prostu sprawę przemilczeliśmy, tym bardziej, że dzieci też do niej nie wracają. No cóż, trafiło się urlopowe rozprężenie bez kontroli. Mamy po prostu nauczkę na przyszłość.
 
Dużo myślałam o tym śnie, bo sama tak do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile te wiersze dla mnie znaczą. Owszem, co jakiś czas zaglądałam tam, gdzie część z nich jest zamieszczona, czytałam, płakałam, ale nie miałam śmiałości przekopiować. Po jakimś czasie przestałam tam zaglądać, ale zaczęłam w pamięci je odtwarzać a nawet na podstawie tego, co zapamiętałam, dopisywać swoje wersy do nich. W ogóle, to wyszła dziwna sprawa, bo Księcia np. prosiłam, żeby nie odchodził z blogów, bo chcę wiedzieć, co u niego słychać. Natomiast tego, o którym tym bardziej chciałabym wszystko wiedzieć, nie miałam śmiałości o to poprosić. Nie rozumiem czasami sama siebie, niestety.
 
Ogólnie swój pobyt w Gdańsku nawet nie próbuję podsumować. Bo tak. Chciałam zdążyć na otwarcie Muzeum Bursztynu ... niestety, miejsca na wczasy dostaliśmy dopiero od następnego dnia a nocować na niestrzeżonym miejscu nie chcieliśmy. Chciałam popłynąć statkiem na Westerplatte, do Gdyni, Sopotu, Jastarni i na Hel, że nie wspomnę już nawet o rejsie do Bałtijska, Kaliningradu i na Bornholm. Niestety, dzieci osądziły, że na coś tak wielkiego nie wsiądą i im wystarczy, jak z Markiem pływają kajakiem czy rowerem wodnym po jeziorze. Chciałam połazić po Gdańsku, odwiedzić znajomych, obejrzeć Oliwę, ale upały wybitnie mnie i nie tylko mnie rozleniwiły. Owszem, lubię słoneczko, ale bez przesady ... tak, że trzeba będzie jeszcze kiedyś zawitać w tamte strony.
 
A w ogóle, to Marek codziennie kupował Dziennik Bałtycki, który i ja czytałam i w pewnym momencie zaczęło nam się w Gdańsku na tyle podobać, że spróbowaliśmy zorientować się w możliwościach kupna jakiegoś lokum. Możliwości są, wprawdzie za horendalną cenę, ale gdyby nam zachciało się tam przeprowadzić, to kandydatkę na naszą rezydencję już mamy  House 

to_nie_ja : :