Archiwum wrzesień 2006, strona 1


wrz 10 2006 cytat dnia
Komentarze: 3
Maila pod tym tytułem dostałam dziś od Piotrka i sprawił, że zachłysnęłam się własnym śmiecho-przestrachem. Zresztą ... przeczytajcie sami ...
 
"Noszenie garnituru i krawata może zabić!
Tylu ludzi w trumnach jest w to ubranych ...
To nie może być zbieg okoliczności."
 
A tak w ogóle, to znów mam kolorowy zawrót głowy. Bo tak ... do komputera siadłam jakoś tak po północy, ściągnęłam pocztę i zajrzałam na bloga. Czytając koment Evana nie mogłam powstrzymać się przed natychmiastowym napisaniem do niego. Nie wiem już, jak na to wszystko patrzeć, bo znów wygląda na to, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Słuchając dziś Kasi Cerekwickiej doszłam do wniosku, że takim ludziom, o jakich ona śpiewa, dużo łatwiej żyć na świecie, niż takim, jak ja, Evan, Marek i wielu, wielu innym podobnie myślącym, jak my. Jednak mimo wszystko nigdy nie chciałabym potrafić powiedzieć nikomu czegoś w stylu "skreślam cię". To nie tylko nie po chrześcijańsku, to jest po prostu nieludzkie.
 
A ten kolorowy zawrót głowy, to nie tylko z powodu Evana. Jakiś czas wcześniej odezwał się Jacek i obudził drzemiące we mnie pożądanie. Nie wiem, czemu, ale pożądam go każdą cząstką siebie. Patrząc na niego odżywa moja chęć znalezienia się w jego ramionach i to w jednym, bardzo grzesznym celu. Takie pożądanie czułam tylko w stosunku do jednego mężczyzny. I tak, jak wtedy mogłoby wyniknąć z tego coś pięknego, tak teraz może wyniknąć z tego tylko ... reszta jest milczeniem. Zresztą już to napisałam w cytacie na początku ... "i do piekła mam tuż".
 
Mateut ...
nie boję się, że mi skrzydła wyrosną. A nawet wprost jakby przeciwnie. Chciałabym, żeby mi one wyrosły. Mogłabym wtedy odfrunąć od moich kłopotów na bezludną wyspę. Albo jeszcze lepiej na jakąś pustynię. Zresztą nieważne, gdzie, byle daleko. Może wtedy udałoby mi się uciec Markowi na dobre. Bo nie zostawiłabym żadnych widocznych śladów. Inaczej żadna ucieczka nie ma sensu. A uciec czasami chcę tak bardzo, że aż boli. Facet niby w porzo, ale jak zaczyna kłócić się z Zuzką, to mam go serdecznie dosyć. A jeszcze bardziej, jak próbuje wszczepić mi swoją oszczędność.
 
Wracając do tego, co chciałam jeszcze napisać w tej notce ...
 
praca dla odmiany superancka. Dyrektor, że do rany przyłóż. Pomału, ale sukcesywnie owijam go sobie wokół palca. I to wcale nie w złych zamiarach. Po prostu przyjdzie czas, że będę musiała przekonać go o celowości mojej pracy tylko w wypadku nielimitowanego czasu pracy. I musi mi się to udać, bo nie mam zamiaru pracować po kilkanaście godzin w niektóre dni. Nawet, jeżeli zapłaci mi nadgodziny. Wolę sama sobie regulować czas pracy i rozliczana być z efektów a nie z czasu. Tak mniej więcej przed końcem miesiąca muszę mu to uświadomić.
Mam też już w pracy na kim zawiesić oko. Jeden z wolontariuszy, Piotrek, przyprowadził Rafała, również po politologii, który ... no właśnie, jest dokładnie w moim typie i prezentuje wszem i wobec swoje zainteresowanie moją skromną osobą.
Natomiast historyk Darek pomału, ale konsekwentnie wykańcza wszystkich swoim gadulstwem. Jak nie uda mi się w jakiś sposób go wyciszyć, to będę chyba musiała go kneblować na czas spotkań dyskusyjnych, bo odstraszy mi ludzi. Fakt, wiadomości ma ponad przeciętne, jednak musi zrozumieć, że dyskusja i monolog, to dwie różne sprawy.
Z dziewczyn wyróżniają się Celina i Agnieszka, które z miejsca porozumiały się znakomicie i tworzą wspólnie całkiem udany zespół. Były już nawet wspólnie na prelekcji w liceum katolickim, gdzie bardzo się spodobały, bo Agnieszka przygotowała końcowe testy. Przyznam szczerze, że z taką formą przekazywania tej wiedzy, jaką przekazywały, spotkałam się po raz pierwszy. No ale cóż, Agnieszka jest pedagogiem jakimś tam, a ja mam zaliczone tylko kilka szkoleń w tym zakresie.
I na koniec Kasia ... moja nowa przyjaciółka. Z nieba zesłana nam na obczyźnie. Albo na prowincji, jak kto woli. Cudowna dziewczyna. Po przejściach wprawdzie i z dzieckiem, ale niezmordowana optymistka. Dzięki niej dzieciaczki są w siódmym niebie. Dzień w dzień prowadza nas na długie spacery i poznajemy "miejsce nad Wisłą, gdzie żyć nam przyszło". Wstyd przyznać się, bo przecież uwielbiam chodzić, ale zrobił aż mi się na podeszwie stopy bolesny i twardy odcisk. Muszę rozejrzeć się za wygodniejszymi butami.
 
A tak zupelnie na koniec ...
którejś nocy, kiedy nie mogłam spać, przyszło mi coś takiego do głowy, co wprawdzie ma jakby tytuł, ale wierszem nie jest a na dodatek nie jest też moimi skrótami myślowymi, więc nie wiem, co to jest ...
zresztą zobaczcie sami.
 
zdradziłam ...???
 
zdradziłaś ... powiedziałeś
a ja uwierzyłam
i odeszłam
a przecież w Twoich ustach zdrada ... 
nie równa się zdrada
 
bo u Ciebie ...
alona = Alicja
topielec znaczy zakochany
zielona głębina, to moje oczy
tonę, czyli jestem Twój
 
więc zdradziłaś ...
 
Możliwe, że kiedyś przyjdzie mi do głowy ciąg dalszy.
 
to_nie_ja : :
wrz 03 2006 komplement
Komentarze: 6
Rozmowa z dyrektorem zaczęła się nietypowo, bo zapytał:
- a ile ty masz lat?
Miałam wyczucie, żeby ucharakteryzować się na niedojrzałą nastolatkę. Moja odpowiedź:
- 21 jeszcze, bo w październiku już kończę 22
wprawiła go w małe osłupienie. Ale posłusznie przeszedł na pani i zdjął z ust ten dziwaczny uśmieszek. I okazało się, że jest równym facetem. A w momencie, kiedy dopytał, że moje imprezy nie będą go kosztowały ani grosza, zaproponował mi stałą pracę. Odpowiedziałam, jak wszystkim, że nie lubię wiązać się i pracuję tylko na umowy zlecenia lub umowy o dzieło. I na tym stanęło.
 
Spotkanie robaczków z ojcem doszło do skutku, bo ojciec przyjechał, wprawdzie był pod wpływem, ale był. Dzieci wyraźnie wyczuły od ojca wódkę. Naopowiadał dzieciom, że nie ma pracy i że spalił mu się dom i zgłosił w gminie, żeby mu dali jakiś inny w zamian. Niestety, tata bardzo spieszył się i był u dzieci niewiele ponad pół godzinki. Może nie wypił wszystkiej wódki i spieszył się, żeby mu nie zabrakło? Bo okazało się, że ma tu brata i bratową, o czym nawet dzieci nie wiedziały. Do domu dziecka nie był wpuszczany, jak przyjechał pod wpływem, ale panie z pogotowia udawały, że nie wiedzą, co jest grane i zmusiły go nawet do zapewnienia, że przyjedzie z wizytą za 3 tygodnie.
 
W sobotę wróciłam do pracy na umówione przez dyrektora spotkanie z wolontariuszami. Fajni ludzie i na dodatek skład damsko - męski, ale jak znam życie, to z dziewczyn niewiele pozostanie na stałe, o ile w ogóle któraś pozostanie. Z facetów nie ma żadnego, na którym można by zawiesić oko.
 
Do komputera w domciu usiadłam na chwilę po północy i ściągnęłam pocztę. Niestety, oczekiwanego maila nie było. Była za to wymówka od Marka. W czasie mojej nieobecności zajrzał w moje obrazy i nie spodobały mu się dwie moje fotki, na których jestem z tym kimś, o którym pisałam, że mogłabym zakochać się w nim.
- rety, nie bądź taki, chciał mieć ze mną zdjęcie, to zgodziłam się
- ale czemu położyłaś mu rękę na ramieniu i przytulacie się głowami?
- bo to tylko do zdjęcia, żeby mógł chwalić się przed znajomymi, tak powiedział
- wystarczyło by jedno a nie zaraz dwa, i czemu nie zapytał mnie o zgodę?
- chciał, ale byłeś poza zasięgiem, pewnie zaszyłeś się gdzieś na górze z jakąś cizią
- i to była zemsta?
- nie, zemszczę się innym razem
- wolę nie myśleć, jak
 
Pomału, ale konsekwentnie, nasz związek nabiera rumieńców. Z rozpaczy zjadłam 6 gołąbków, które Marek zrobił specjalnie na mój powrót. Nie, nie na raz, w dwóch ratach.
 
to_nie_ja : :