Komentarze: 3
Dostałam kiedyś piękną laurkę. Wiedziałam wprawdzie, że taka nie jestem, ale przez jakiś czas delektowałam się nią, jakby była o mnie. Jak już wpadłam w samouwielbienie, to przyznałam się, że tylko chciałabym być taką, jak napisał to w tej laurce. Każdy lubi komplementy, ja też, a ta laurka była jednym wielkim komplementem. Nawet gdzieś tam w podświadomości łudziłam się pewnie nadzieją, że chociaż z pozoru taka jestem. No, ale cóż, gdybym była, to miałabym szansę, że mateut zechciałby zabrać mnie ze sobą na bezludną wyspę. Jest nawet na dwójce taki program "Bezludna wyspa", gdzie facetka pyta różnych takich, co lub kogo chcieliby zabrać ze sobą na bezludną wyspę. No cóż, rozejrzę się w takim razie za kimś innym, bo co, jak co, ale bezludna wyspa bez Piętaszka byłaby bez sensu.
W komentarzach pod poprzednią notką przeczytałam wczoraj wieczorkiem drugą laurkę, taką bardziej chyba pasującą do mnie, niż ta pierwsza. Prawie idealna byłaby, gdyby słowo niemądra zastąpione zostało słowem głupia. I wynik IQ nie ma tu nic do rzeczy, bo wystarczy popatrzeć na Dodę, której IQ wynosi 156, a przecież gołym okiem widać, jaka głupia, prawda? I co z tego, że może spać na zielonych, kiedy nawet studiów żadnych nie skończyła. Bez bicia przyznam się, że moje IQ jest ciut wyższe, niewiele, ale jednak, i nawet sama siebie nazwałam słodką_idiotką, więc każdy widzi, jaka jestem głupia. Całkowicie idealna byłaby ta druga laurka, gdyby w drugim zdaniu zostało pominięte słowo nie, bo taka głupia, jak ja, każdego potrafi nabrać. I takie są fakty.
A teraz moje przemyślenia.
Mądra - głupia.
Wg mnie, miarą mądrości nie jest ilość ukończonych fakultetów czy uniwerków, tylko zdolność wykorzystywania posiadanej wiedzy w życiu codziennym. Znam jedną taką mądrą Barbi, która ukończyła wprawdzie polonistykę i psychologię, ale już ponad rok nie pracuje i pozostaje na utrzymaniu mamy, bo w tych zawodach rzadko bywa praca. Znam też głupią Jolę, która ukończyła wprawdzie tylko inżynierię środowiska, po której już zupełnie nie ma pracy, ale pracuje w jednym z największych banków i od kasjerki doszła już do stanowiska kierowniczego, co więcej, to zarabia tyle, że jej pensja wystarcza na utrzymanie czteroosobowej rodziny.
Faktycznie, od pewnego czasu staram się traktować ludzi przedmiotowo i wykorzystywać ich do swoich celów. Dlaczego? No cóż, jak powszechnie wiadomo, praca zespołowa przynosi lepsze rezultaty, niż praca jednostki. A tak poważniej, to nauczyłam się tego od tej mądrzejszej części ludzkości, czyli od mężczyzn. Nie wiem, czemu, ale tak jakoś jest, że mężczyźni traktują mnie wybitnie przedmiotowo. Kiedyś nawet mój dyrektor nie wytrzymał i powiedział mi, że jak na mnie patrzy, to widzi łóżko. Myślałam, że w necie znajdę kogoś, kto zobaczy we mnie coś więcej, ale skądże, każdy - wcześniej czy później - ale po otrzymaniu mojej fotki, proponuje spotkanie. Na dodatek tłumaczy się, że chce tylko pogadać. Jakby w realu inaczej rozmawiało się, niż w necie. A clou tego mojego wywodu brzmi następująco ... kiedy poznam mężczyznę, któremu ja zdążę pierwsza zaproponować spotkanie w realu, to zakocham się w nim na śmierć i życie.