I to tak całkiem niechcący. W czasie mojej nieobecności Majka nagrywała mi co niektóre programy z tv a szczególnie starannie Rozmowy w toku. No i dziś od rana, jak tylko robaczki poszły do szkoły, włączyłam sobie jeden. Fajny i na wesoło. Jedna dziewczyna wybierała sobie w ciemno faceta spośród trzech chętnych. W rezultacie wybrała Tomka, który jest niższy od niej, nosi okulary i jako jedyny ze startujących do niej, ma samochód. Gdybym była na jej miejscu, wybrałabym Wojtka, który ukończył 6 kierunków w ciągu sześciu lat, jest spod znaku bliźniąt, ma zarost na twarzy, znaczy szałową bródkę, uwielbia chodzić na zakupy a do zmiany koła w samochodzie wezwałby pomoc techniczną. Jak dla mnie Książę i to taki prawdziwy Książę, bo jak popatrzyłam, jak on obiera ziemniaki, to nigdy jeszcze o żadnego faceta tak nie bałam się, że skaleczy się i niczego jeszcze nigdy tak nie pragnęłam, jak jego w swoim życiu. Taki facet na pewno nigdy nie wejdzie do kuchni po to, żeby coś ugotować. Qrcze, jaka szkoda, że nie mam żadnych namiarów na niego ...
a potem wróciły robaczki ze szkoły i zaczęła się proza życia codziennego. Znaczy zaczęliśmy szykować się do wyjazdu. Marek postanowił nas odwieźć, ale robaczki zaprotestowały i zażyczyły sobie jechać autobusem. Marek wściekły odgrażał się, że kupi autobus, żeby zadowolić nasze apetyty, ale jechać autobusem z nami nie chciał, więc pojechaliśmy sami. Porozmawiałam sobie z lekarzem, któremu w widoczny sposób przestałam podobać się. Widocznie też nie docenił moich złotych włosów i nie lubi rudych. Robaczki porozmawiały sobie z bratem a ja tylko kilka razy odpowiedziałam na jego pytanka. W ogóle żadna z tych dwóch rozmów nie kleiła się, więc po godzinie już pojechaliśmy do domciu. Lekarz uważał widocznie, że mnie przekona o swoich racjach i skapitulował, jak usłyszał moje stanowcze zapewnienie, że nie ma już takiej takiej opcji, żeby najstarszy chłopak wrócił do naszego domciu. A chłopak próbował wkupić się na przepustkę do domciu. Ale na jego pytanko, czy pojedzie, odpowiedziałam "nie wiem". Kiedy je powtórzył, odpowiedziałam "nie wiem, bo niby skąd mam wiedzieć". I to był koniec naszej rozmowy. Potem już tylko wręczyłam mu pieniążki na drobne wydatki. Pochwalił się robaczkom, że dostaje najwyższe kieszonkowe ze wszystkich dzieci w szpitalu. Na pożegnanie zachciało mu się przytulanek, ale zimno poklepałam go tylko po plecach. I mam nadzieję, że nie będę już nigdy musiała jechać do niego.