Komentarze: 7
Mam wrażenie, że pisanie tego bloga staje się coraz bardziej bez sensu.
Zaczęłam go pisać w specyficznych warunkach. Były to właściwie jeszcze moje początki w necie. Miałam zaledwie 19 lat i to chyba nawet niecałe, kiedy w rozmowie na gg Łukasz zaprosił mnie na swojego bloga. Poczułam się głupio, bo nie miałam pojęcia, co to za zwierzę i z czym się to je. Na wszelki wypadek zaproszenie pominęłam milczeniem. Ale Łukasz zgrabnie powrócił do tematu nadmieniając, że nie ma zwyczaju ponawiać swojego zaproszenia, więc mogę czuć się wyróżniona będąc jedyną, w stosunku do której ... nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć, co i jak. W odpowiedzi dostałam dokładną instrukcję, jak wejść na jego bloga. Poczytałam i pomyślałam "czemu nie?" ... w końcu od zawsze marzyłam o własnym pamiętniku, w związku z czym kilkakrotnie rozpoczynałam pisanie pamiętnika w realu, ale za każdym razem znalazł się ktoś, kto nie proszony wścibiał w niego swój nochal, co owocowało zakończeniem moich pamiętnikarskich zapędów. A tu proszę, mogłam pisać, bo szansa, że trafi na niego ktoś z realu, była zerowa. No i miałam o czym pisać, bo weszłam w nową rzeczywistość, z którą nie bardzo umiałam sobie poradzić.
No i tak to się zaczęło ...
najpierw bardzo dużo pisałam o Marku
potem o innych netowych znajomościach
w końcu najwięcej o Bartku
później znów o Marku i o dzieciach
a ostatnio o moim nowym mężczyźnie.
Na dzień dzisiejszy moja sytuacja w realu wygląda tak, że mam 3 sprawy zamknięte ...
rozstanie z Markiem stało się faktem dokonanym i nic nie jest w stanie tego faktu zmienić, nawet fakt, że uległam mu o jeden raz za dużo
od dłuższego już czasu nie interesują mnie żadne znajomości netowe, nawet te najbardziej pociągające i interesujące, wszystkie w krótkim czasie spycham na plan drugi i w rezultacie kończę je
moje serce jest już dokładnie puste po pewnej, wprawdzie netowej miłości, ale prawdziwej, która w mojej psychice pozostawiła trwały ślad i która w mojej pamięci pozostanie już na zawsze.
Jedyną niezamkniętą sprawą są dzieciaczki. Wyznaczone 3 miesiące, w czasie których sąd miał wydać ostateczny wyrok, minęły 25 listopada. Teraz mamy jedynie następne 3 miesiące, w czasie których - ponoć - już na pewno sprawa zostanie rozstrzygnięta.
No i na koniec to, co jest esencją mojego obecnego życia ... w moim sercu kiełkuje miłość do mojego nowego mężczyzny. Dokładnie tak ... czuję, jak kiełkuje. A to sprawia, że jestem bezgranicznie szczęśliwa. Po prostu nie mogło mnie spotkać nic bardziej właściwego. I tak, jak w czasie mojej pierwszej wielkiej miłości czułam, że nie jestem jej godna, że wszystko jest nieprawdopodobne i że to sen chyba ... tak teraz czuję, że to jest to, co należy mi się od życia i czerpię z tego siłę i radość każdego dnia. Wygląda więc na to, że faktycznie jestem zarozumiała. Ale jak mam czuć się inaczej, jak mam mężczyznę, który może i ideałem nie jest, ale dokładnie w takim samym stopniu, jak ja. Pasujemy tak dokładnie do siebie, jak te mityczne dwie połówki jabłka. Oboje jesteśmy ciepli, spokojni, zgodni i akceptujący się nawzajem. A na dodatek uzupełniamy się w każdym calu. Ja uwielbiam prace w kuchni, on omija ją z daleka, co sprawia, że mogę zabłysnąć przed nim swoimi talentami kulinarnymi, bo jeść uwielbia. Nie lubię sprzątać i dotąd sprzątałam tylko tak bardziej pro forma, on może całe dnie dopieszczać wszystko do idealnej czystości. I tak jest w każdej dziedzinie naszego życia oprócz sexu, który uwielbiamy w równym stopniu oboje i oddajemy się mu w każdej wolnej chwili. Wprawdzie odczuwam pewien dyskomfort w związku ze zdradą, jakiej dopuściłam się z Markiem, ale mój nowy mężczyzna, jakby wyczuwał coś, bo powiedział sam z siebie, że nie obowiązuje mnie wierność do momentu, kiedy sama ją zdeklaruję i gdyby coś takiego mi się zdarzyło, to nie chce o niczym wiedzieć, jeżeli chcę z nim dalej żyć. Jest tak wspaniale, że straciłam ochotę na pisanie bloga. Inna rzecz, że w warszawce mam o wiele za mało czasu na siedzenie np. przed monitorem i w zasadzie do komputera nie siadam w ogóle. Nie mogę jakoś przywyknąć do tych odległości ... śmieję się, że pół życia tracę na dojazdy. Wypadałoby więc w końcu zamienić ulicę Conrada na ulicę Niemcewicza. Poza tym nie mam w ogóle ochoty pisać o moim nowym mężczyźnie. Zaczynam być o niego poważnie zazdrosna. I to do tego stopnia, że chcę mieć go tylko dla siebie. Nie lubię nawet z nikim o nim rozmawiać a co dopiero pisać. Stał się dla mnie takim intymnym kawałkiem mojego życia, który wymaga kameralnych warunków. Tylko w takiej scenerii czuję pełen komfort ... jestem tylko jego i on jest tylko mój.
Jeszcze pomyślę, ale ...
jeżeli jeszcze będę cokolwiek pisała na blogu, to nie na tym i będzie to kolejna próba opisania mojego życia.