Archiwum lipiec 2006, strona 3


lip 11 2006 Marek i robaczki
Komentarze: 2
Najbardziej cieszy mnie, że miałam wystarczająco dużo czasu i chęci, żeby w relaxowej atmosferze przyjrzeć się dokładniej zarówno Markowi, jak i robaczkom.
 
Jeżeli chodzi o Marka, to znów zyskał bardzo dużo w moich oczach. I to wcale nie chodzi o ten podziw, jaki wywołał swoim nowym mercedesem z naczepą campingową. On już tak po prostu ma, że lubi pokazać się i na to nigdy nie żałuje pieniążków. Głównie mój podziw wzbudził swoją opiekuńczością i wyrozumiałością. Teraz jest już dla mnie oczywiste, że nie kłócimy się i nigdy nie będziemy kłócić się, bo rozumiemy się nadspodziewanie dobrze. I nawet, jak zdarza się, że jedno z nas powie "nie rozumiem cię", to na tym kończy się. I tak jest dobrze.
 
Natomiast dla robaczków to moje przyglądanie się im nie wyszło na dobre. Nie potrafią w ogóle nawiązywać prawidłowych relacji z równieśnikami. Cóż mogę powiedzieć ... ja będąc w ich wieku a nawet młodsza, też zawsze otaczałam się młodszymi dziećmi ode mnie. Tyle tylko, że u mnie było to z chęci opieki nad maluchami. Po prostu zawsze miałam i mam zresztą do teraz, uczucia opiekuńcze w stosunku do dzieci i ludzi słabszych ode mnie. I nie miało to nigdy żadnego wpływu na to, że oprócz tego miałam zawsze kolegów i koleżanki a nawet przyjaciół w swoim mniej więcej wieku. Natomiast robaczki potrafią przyprowadzić mi dziecko pięcioletnie i przedstawić, jako swoją koleżankę czy kolegę. Szczerze przyznam, że trochę mnie to niepokoi. Zuzka dla przykładu, która ma 12 lat, poznała w Gdańsku chłopca, który ma 5 lat a ona twierdzi, że zakochała się w nim, co więcej, to już napisała list do niego, w którym wysłała mu widokówkę i swoje zdjęcie. Oczywiście poprosiła go, żeby przysłał jej to samo. Zapytałam ją, czy on umie czytać, na co spokojnie odpowiedziała mi, że jego mama umie i powiedziała, że będzie mu czytała i pisała to, co on jej podyktuje. Oprócz tego chłopca miała w Gdańsku jeszcze koleżankę, która ma 6 lat, ale na krótko przed odjazdem pokłóciła się z nią, więc nie wymieniły się adresami.
 
Nie bardzo wiem, czy niepokoić się i szukać jakiejś pomocy psychologicznej, czy pozostawić wszystko czasowi licząc, że robaczki wyrosną z tego, bo Jasiu ma dokładnie to samo, tyle tylko, że z nikim nie wymieniał się adresami.
 
to_nie_ja : :
lip 10 2006 ciąg dalszy
Komentarze: 0
mojego egoizmu, bo jest to już trzecia notka, w której piszę prawie tylko o sobie, wspominając zaledwie o innych członkach naszej bądź co bądź rodziny.
 
No więc tak ...
okazało się, że mój płacz obudził Marka, który zaczął głaskać mnie po głowie, co sprawiło, że przytuliłam się do niego. A to dla niego jest znak do wiadomo czego ...
jak zawsze więc real był diametralnie inny od snu. Ale za to tak samo rozkoszny. Tylko przerwany w nieoczekiwanym momencie. Pełna konsternacja. Nie bardzo wiemy z Markiem, jak powinniśmy postąpić w tej sytuacji, więc po prostu sprawę przemilczeliśmy, tym bardziej, że dzieci też do niej nie wracają. No cóż, trafiło się urlopowe rozprężenie bez kontroli. Mamy po prostu nauczkę na przyszłość.
 
Dużo myślałam o tym śnie, bo sama tak do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile te wiersze dla mnie znaczą. Owszem, co jakiś czas zaglądałam tam, gdzie część z nich jest zamieszczona, czytałam, płakałam, ale nie miałam śmiałości przekopiować. Po jakimś czasie przestałam tam zaglądać, ale zaczęłam w pamięci je odtwarzać a nawet na podstawie tego, co zapamiętałam, dopisywać swoje wersy do nich. W ogóle, to wyszła dziwna sprawa, bo Księcia np. prosiłam, żeby nie odchodził z blogów, bo chcę wiedzieć, co u niego słychać. Natomiast tego, o którym tym bardziej chciałabym wszystko wiedzieć, nie miałam śmiałości o to poprosić. Nie rozumiem czasami sama siebie, niestety.
 
Ogólnie swój pobyt w Gdańsku nawet nie próbuję podsumować. Bo tak. Chciałam zdążyć na otwarcie Muzeum Bursztynu ... niestety, miejsca na wczasy dostaliśmy dopiero od następnego dnia a nocować na niestrzeżonym miejscu nie chcieliśmy. Chciałam popłynąć statkiem na Westerplatte, do Gdyni, Sopotu, Jastarni i na Hel, że nie wspomnę już nawet o rejsie do Bałtijska, Kaliningradu i na Bornholm. Niestety, dzieci osądziły, że na coś tak wielkiego nie wsiądą i im wystarczy, jak z Markiem pływają kajakiem czy rowerem wodnym po jeziorze. Chciałam połazić po Gdańsku, odwiedzić znajomych, obejrzeć Oliwę, ale upały wybitnie mnie i nie tylko mnie rozleniwiły. Owszem, lubię słoneczko, ale bez przesady ... tak, że trzeba będzie jeszcze kiedyś zawitać w tamte strony.
 
A w ogóle, to Marek codziennie kupował Dziennik Bałtycki, który i ja czytałam i w pewnym momencie zaczęło nam się w Gdańsku na tyle podobać, że spróbowaliśmy zorientować się w możliwościach kupna jakiegoś lokum. Możliwości są, wprawdzie za horendalną cenę, ale gdyby nam zachciało się tam przeprowadzić, to kandydatkę na naszą rezydencję już mamy  House 

to_nie_ja : :
lip 09 2006 egoistka
Komentarze: 2
Fakt, mogliśmy pojechać do innej miejscowości nad morzem, ale wybrałam Gdańsk nie bez przyczyny. Tak złożyło się, że odnalazłam niechcący pewien zapisany na kartce adres i zapragnęłam zobaczyć kogoś, kto mi go kiedyś podał. Wydawało mi się nawet bardzo ciekawe takie zobaczenie domu, gdzie on mieszka, wejście po schodach, stanięcie pod drzwiami i naciśnięcie na dzwonek udając, że szukam kogoś, kto wiadomo, że tu nie mieszka. Pochodzić tymi samymi ulicami, pooddychać tym samym powietrzem ... w końcu będzie kiedyś znanym poetą a ja będę mogła pochwalić się, że ...
 
niestety, dałam plamę i niechcący nie zabrałam adresu. A uświadomiłam to sobie dopiero w Gdańsku. Wprawdzie w pamięci majaczyła mi ulica Mickiewicza, ale nie byłam jej pewna, na dodatek zupełnie nie mogłam uświadomić sobie numeru domu ani mieszkania, co jest o tyle dziwne, że pamięć do cyfr mam wyjątkowo dobrą. Uznałam więc, że jest to Palec Boży, który zawrócił mnie ze źle wybranej drogi. W końcu ma już od dawna dziewczynę, więc ...
 
tego typu myśli sprawiły, że we śnie, w nocy zobaczyłam jego drzwi, na których zostawił mi przewieszoną przez klamkę kartkę ze wskazówką ...
 
"W tym pokoju są moje wiersze, jak je odnajdziesz i uciekniesz z nimi, będą Twoje na zawsze."
 
Po cichu i delikatnie weszłam do środka i na biurku dostrzegłam zeszyt z napisem "Moje wiersze". Wzięłam go i zaczęłam uciekać. Ktoś mnie gonił, obejrzałam się, żeby zobaczyć, kto to i przewróciłam się na chodnik. Podbiegł, to był on. Zaczęłam płakać, okropnie płakać. Głaskał mnie po włosach mówiąc "nie płacz, uciekłaś z nimi, są twoje". Przytuliłam się do niego i wtedy stało się. Kochaliśmy się, jak szaleni. W pewnym momencie zaczęłam jęczeć z rozkoszy ...
 
obudził i ostudził mnie krzyk Zuzki: "czy moglibyście robić te świństwa ciszej, bo ja nie mogę spać!"
 
to_nie_ja : :
lip 08 2006 uuufff ...
Komentarze: 4
Jakimś cudem, ale wróciliśmy. Okropnie podróżuje się w taki upał. Do Gdańska podróż mieliśmy superancką, bo akurat pochłodniało na jeden dzień i to dzień naszej podróży. Niestety, pogoda zemściła się na nas w drodze powrotnej. Co trochę, to musieliśmy kupować coś z lodówki do picia a nawet polewać się tą lodowatą wodą.
 
Na szczęście upały mieliśmy przez cały czas naszego pobytu nad morzem na Stogach w Gdańsku. Dzieciaki wprost szalały w wodzie. Marek osobiście wszedł do wody tylko raz. Ja nie zaryzykowałam. Wiem, że to morze i trudno wymagać wody czystej, jak w dobrym basenie, niemniej jednak brudna woda plus masa wodorostów, na dodatek ryby pływające do góry brzuchami delikatnie mówiąc i coś piekącego, jak się na to trafi, a trafia się dość często, wszystko to razem sprawia, że sam widok i opowieści kąpiących się wystarczą. Na dodatek do fanek pływania nie należę. Owszem, jak ktoś wrzuci mnie do wody, to nie utonę, ale pływam tak bardziej w miejscu, niż na wyścigi. Tak więc nad morzem pooddychałam sobie powietrzem bogatym w jod podobno, niemniej jednak widocznych rezultatów, jak na razie nie widać i nie słychać. Co gorsza, to wydaje się, że szepczę ciszej, niż przed wyjazdem. A upały sprawiły, że ciśnienie krwi skoczyło mi dość zdecydowanie i mimo podwójnej dawki leków trzymało się cały czas na niebezpiecznej wysokości. Nie bez winy były tu też tramwaje, których odgłos w porze nocnej sprawiał, że nie mogłam zasnąć do momentu, aż przestały jeździć i budził mnie zbyt wcześnie rano ich odgłos. Podobny problem mam zawsze wszędzie, gdzie są tramwaje, niestety, dlatego najchętniej mieszkam w Zielonej Górze, gdzie ich nigdy nie było i mam nadzieję, nigdy nie będzie. Jednak pomimo tego wszystkiego z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że odpoczęłam znakomicie a dzieciaki w ogóle nie chciały wracać do domciu.
 
Kończę już i idę spać, bo jestem bardzo zmęczona ale jutro napiszę o innych atrakcjach naszego pobytu nad morzem.
A gdyby ktoś wybierał się na gdańskie Stogi, to na początkowym przystanku tramwajowym może podziwiać moją twórczość, bo zostawiłam tam ślad mojego pobytu. Na samym początku ławki na drewnianej listwie siedziska i obok na metalowej podpórce dachu napisałam to_nie_ja czerwonym wodoodpornym markerem małymi ale koślawymi literkami, bo była już noc.
to_nie_ja : :