Komentarze: 5
Ale tylko wtedy, jak najstarszy chłopak wychodzi z domciu. Nie mogę przyzwyczaić się do tych jego codziennych awantur. I wygląda na to, że jestem niereformowalna i nie przyzwyczaję się już nigdy. Najgorsze, że przy okazji mówi bardzo przykre rzeczy, na dodatek wyzywa, kogo się da i kogo się nie da, też. Dziś po obiedzie np. nazwał mnie złodziejką. I konia z rzędem temu, kto potrafi połączyć temat naszej wymiany zdań ze złodziejstwem. Bo rozmawialiśmy o jego powrotach do domciu. Grzecznie zwróciłam mu uwagę, że granicą jego pobytu poza domem są lampy uliczne, po zapaleniu się których zobowiązany jest powrócić do domciu. W odpowiedzi usłyszałam wiele przykrych słów i m.in., że jestem złodziejką. Moje pytanie "co ukradłam?" zignorował całkowicie, dołożył natomiast kilkanaście innych przykrych słów typu "nienormalny dom, głupia Alicja" a nowością jest, że zaczął nazywać mnie i Marka rodzicami. Marek twierdzi, że brakuje mu "męskiej ręki" ale on nie nadaje się do bicia dzieci, więc powinnam ja mu porządnie przylać. Tak, jakbym wyglądała na sadystkę. Musiałabym chyba stracić panowanie nad sobą, co raczej mi się nie zdarza, a przynajmniej nie w tym kontexcie. Wieczorkiem najstarszy chłopak, jakby nigdy nic zapytał, czy mogłabym z nim pójść jutro do fryzjera, bo chce ściąć włosy. Niby potwierdziłam, ale jutro dam mu pieniążki i niech sam idzie. Ma w końcu już skończone 14 lat.
A Zuzka dostała odpowiedź od tego pięcioletniego chłopaczka, którego poznała w Gdańsku, co więcej, to jego mama, która ponoć pisała to, co on jej dyktował, dwukrotnie napisała, że on ją kocha i nazwał ją swoją piękną myszką. Wszystko to świadczy dobitnie, że chyba jestem faktycznie cofnięta w rozwoju. MASAKRA!