Komentarze: 5
No i stało się, zostaliśmy sami. Znaczy w czwórkę. Marek, ja, Zuzka i Jasiu. Mówią, że co z oczu, to z serca. Ale w tym przypadku niezupełnie. Jest mi po prostu chłopaka żal. Nawet robaczki go wyśmiały. Bo faktycznie, zamienić takie wygody na bidul mógł tylko kompletny idiota. Jego wolny wybór i jego pech, że taki głupi. Nawet komputera ani rowera nie zezwolili mu mieć swojego. Nie wspominając już książek, komiksów, zabawek, gier i takich różnych skarbów, których ma kilkanaście kartonów. Ocenili też, że dałam mu zbyt wiele ubrań i kazali minimum połowę zabrać. I w tym momencie nie wytrzymałam i wyjaśniłam, że ponad połowę, to on zostawił w domciu, a to, co zabrał, to niezbędne minimum i nie zabiorę ani jednej sztuki. Spasowali widząc moją nieugiętą postawę, ale uprzedzili, że i tak inne dzieciaki rozkradną mu prawie wszystko. Powiedziałam więc, że to już nie moja broszka i wyszłam. A robaczki za mną. Chłopak z wychowawcą wyszli za nami przed budynek, więc podałam chłopakowi rękę na pożegnanie. Identycznie postąpiły robaczki. Ot, takie pożegnanie bez słów.
Zastanawiamy się z Markiem, czy nie zmienić miejsca zamieszkania na czas do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy przez sąd. Obawiamy się, że najstarszy chłopak będzie próbował kontaktować się z robaczkami w celu zbuntowania ich przeciwko nam. Najgorsze, że robaczki chyba boją się wyjeżdżać gdziekolwiek, bo chceliśmy wyjechać jeszcze na resztkę wakacji, ale zaprotestowali tak gwałtownie, że nabraliśmy podejrzeń ... w końcu, to tydzień temu sami dopytywali, czy jeszcze gdzieś wyjedziemy.